Blog,
jak to często bywa, powstał dzięki zasadzie „ jak masz coś do
roboty, to zrób coś zupełnie innego”. Na sprzątanie zawsze
znajdzie się chwila, a praca magisterska czy licencjacka, w co
głęboko wierzę, sama się napisze. Czy nie wiara czyni cuda? Z
założenia jest to nasz notatnik podróżny. Będziemy opisywać
tutaj nasze wojaże :D, te małe i te duże, bliższe i te trochę
dalsze. Jako że na facebooku mamy milion zdjęć, to tutaj dodamy
jeszcze drugi milion, a co tam… Możliwe, że czasem na blogu
pojawi się wpis o innej tematyce, bo na nasze nieszczęście, nie
wyjeżdżamy tak często, żeby móc ciągle pisać o jednym. Hola,
hola, nie zapędzajmy się... Jest możliwość, że żywot tego
bloga zakończy się po pierwszym poście. Oby nie!
Na
początek krótki wypad do Wilna, który zaplanowaliśmy już w
wakacje. Śledź przypadkowo znalazł w internecie zniżkowe kody i
dzięki temu skorzystaliśmy z estońskiej linii Simple Express. Z
pobudek czysto ekonomicznych zdecydowaliśmy się odwiedzić dwa
państwa nadbałtyckie i z racji bliskości wybraliśmy Rygę, o czym
pewnie przeczytacie w następnym poście. Kiedy po raz pierwszy
mijaliśmy Ostrą Bramę zrozumieliśmy, że dwa dni to zbyt mało,
by wystarczająco poznać miasto. Teraz już wiemy, że do stolicy
Litwy jeszcze wrócimy.
Panorama wileńskiej starówki ze Wzgórza Giedymina.
Ciężko
było nam się przyzwyczaić, że będąc za granicą, bez trudu
dogadamy się po polsku. Dopiero kończąc rozmowy z miejscowymi
docierało do nas, że tutaj nie potrzebne są nam angielskie zwroty.
Miła odmiana. Czytałam, że Polacy nie są szczególnie lubiani w
tych stronach, jednak my w żaden sposób tego nie odczuliśmy. Wręcz
przeciwnie, na każdym kroku czuć w tym mieście ducha polskości
reprezentowanej przez licznych Polaków, a także w murach
monumentalnych budowli.
Na
szczęście listopadowy chłód działa odstraszająco na większość
turystów i wypad obył się bez tłumów, a co najważniejsze bez
naszych skośnookich ulubieńców, którzy potrafią skutecznie
obrzydzić zwiedzanie. Byliśmy więc tylko my i autochtoni.
Wilno
położone u ujścia Wilejki do Wilii to niewątpliwie miasto
kościołów, których kilkadziesiąt wraz z licznymi cerkwiami
przyozdabia jedną z największych starówek w Europie. Większość
z nich powstała w bogato zdobionym, charakterystycznym dla tego
regionu stylu baroku wileńskiego, którego ozdobą są smukłe
wieże. Jednak największą perłą wileńskiej starówki jest
gotycki kościół Św. Anny, który podobno tak urzekł
przechodzącego przez Wilno Napoleona, że ten chciał go zabrać do
Francji. Patrząc na jego piękno chciałbym zrobić to samo. Tylko
zamiast do Francji, przeniósłbym go nad Wisłę.
Kościół Św. Anny
Powyższa
część, to wypociny Śledzia, który w tym kościelnym otoczeniu
niemal wybuchł ze szczęścia. Mnie zawsze ciągnie do synagog i
choć w Wilnie było ich wiele, do dzisiaj przetrwała zaledwie jedna
czynna. Jak przystało na pechową Szprotkę, synagoga oczywiście
okazała się zamknięta. Na osłodę, pozostałości po budynkach
charakterystycznych dla kultury żydowskiej rozsiane są po całej
starówce.
Uliczka dzielnicy żydowskiej.
Synagoga chóralna.
Zwiedzanie
Wilna rozpoczęliśmy od dwóch miejsc niezwykle ważnych dla
polskiej kultury. Krótko po przyjeździe poszliśmy na Cmentarz na
Rossie, którego urok dodatkowo podkreślały znicze rozświetlające
to miejsce z każdej strony. Zgodnie przyznamy, że to najbardziej
malowniczy cmentarz jaki widzieliśmy w życiu. Wieczorem, zmarznięci
weszliśmy do jednego z wileńskich pubów, by posmakować miejscowe
piwa. Spróbowaliśmy pięć rodzajów i żadne nie zawiodło naszych
oczekiwań. Wysoka jakość piwa kłóciła się z jakością
przystawek jakie dostaliśmy, ale nie można mieć wszystkiego.
Kolejny
dzień zaczęliśmy od modlitwy przed “świecącym” w Ostrej
Bramie obrazem Matki Boskiej. Duże wrażenie robią zdobiące
kaplicę srebrne wota pozostawiane tu w podzięce przez wieki. Tak
rozpoczął się “churching”, czyli wizyta w prawie wszystkich
kościołach i cerkwiach wileńskiej starówki. Dla mnie Śledzia to
raj, najwyższa forma turystyki w moim mniemaniu. Dla Szprotki po
dziesiątej wizycie wszystko się mieszało, ale z miłości
cierpliwie obserwowała moje zachwyty.
Ostra Brama.
Malowniczego
charakteru starówce z pewnością dodają kolorowe cerkwie, w
których wnętrzach często obecny jest barok. Przemierzając w ten
sposób starówkę z południa na północ kierowaliśmy ku Wzgórzu
Giedymina, by z niego podziwiać panoramę miasta.
Kolejnym
przystankiem na naszej drodze była katedra, w której podziemiach
spoczywa dwóch królów Polski. Po tej wizycie zaczęliśmy
wspinaczkę na Wzgórze Giedymina, czyli miejsce, gdzie zaczęła się
historia Wilna. Spacerując po starym mieście wydawało nam się, że
Wilno obroniło się przed potężnymi, szklanymi wieżowcami.
Dopiero na wzgórzu wyraźnie widać, że Wilno dynamicznie się
rozwija, na szczęście z dala od zabytkowej starówki, pozostawiając
w spokoju jej niepowtarzalny klimat.
Dzwonnica katedralna.
Śledź i Szprotka przytuleni w blasku słońca i w walce z burzą włosów. W tle dzielnica nowoczesna.
Miejscem,
o którym warto wspomnieć i do niego zajrzeć jest z pewnością
dzielnica Zarzecze położona na drugim brzegu Wilejki. Już w latach
trzydziestych obszar ten był zamieszkany przez poetów i pisarzy,
następnie do początków XXI wieku stał zapuszczony. Wtedy to
podjęto decyzję o przywróceniu dzielnicy dawnego charakteru,
nadaniu własnej “konstytucji”, przez co stał się mekką
artystów i miejscem spotkań wileńczyków.
Wypad
nie mógł się zakończyć bez skosztowania sławnych wileńskich
cepelinów. Paweł, który pierwszego dnia był z nami i dzielnie
pełnił funkcję przewodnika, znalazł świetną knajpę. Musieliśmy
czekać, aż miejsce się zwolni, ale było warto. W nastrojowym ,
ceglanym wnętrzu piwnicy każdy z nas pochłonął dwa ogromne
cepeliny, z wybranym nadzieniem, podane ze skwarkami, sosem lub
serkiem. Były pyszne i bardzo sycące.
To rozmyte coś to widelec Pawła, który za chwilę powędruje na polik Szprotki i umaże ją sosem.
Pyszne Cepeliny w pełnej krasie podane na talerzu w ciekawe wzorki...
Ok, staję się więc czytelniczką owego bloga ! :D
OdpowiedzUsuńAle fajny blog :)
OdpowiedzUsuńPo wtóre: chapeau bas !!!
OdpowiedzUsuńwlasnie wybieram sie pierwszy raz do Wilna i z przyjemnoscia przeczytalem ten fragment bloga, zycze wspanialych wojarzy Sledziu i Szprotko
OdpowiedzUsuń